Poczucie niewystarczalności – siedem grzechów głównych Kobiet
W przedmiotowej serii wpisów chciałabym Wam przedstawić najważniejsze w mojej ocenie postawy Kobiet, które uniemożliwiają nam bycie szczęśliwymi i spełnionymi.
Pierwszym grzechem głównym, do którego przekornie nawiązuję jest pycha. Osobiście muszę przyznać, że chyba w swoim życiu nie poznałam ani jednej Kobiety, której choć minimalnie groziłoby popełnienie tego grzechu. U większości Kobiet w naszym kraju dostrzegam totalnie drugi biegun. Wspaniałe, piękne, mądre, dobre i wrażliwe Kobiety ciągle uważają, że są niewystarczające. Ciągle myślą np. że
- muszą coś w sobie poprawić,
- być lepszą mamą,
- zrobić kolejne studia,
- awansować w pracy,
- nauczyć się nowego języka,
- rewelacyjnie gotować,
- schudnąć
aby wreszcie poczuć się, że są wystarczające, że są czegoś warte. Jesteśmy jakby niewolnikami tego przymusu działania. Pozwoliłyśmy sobie uwierzyć, że musimy na coś zasłużyć, bo bez tego jesteśmy niewystarczające.
W tym miejscu chciałabym podkreślić jedną rzecz. W żadnej z powyższych czynności nie ma nic złego, jeżeli wypływa to z Twojej wewnętrznej pobudki. Z pobudki: chcę, a nie z pobudki, że się boję (lęk), że jeśli tego nie zrobię ktoś mnie odrzuci, zostawi, będę gorsza, nic nie warta albo, że muszę to zrobić, żeby innym coś udowonić lub zasłużyć na ich miłość, czy szacunek. Ta wewnętrzna motywacja z poziomu: serca (chcę), czy z pozmiou ego (jak inni mnie odbiorą), jest kluczowa dla naszego dobrostanu. Ona też determinuje, czy wykonywanie okreslonego działania wpływa na nasze lepsze samopoczucie, czy wręcz przeciwnie, odczucie dociążenia i permanentnego zmęczenia. Zauważam, że wiele Kobiet podejmując różne aktywności w swoim życiu kieruje się niestety pobudką lękową i próbuje tymi zewnętrznymi zabiegami innym udowodnić swoją wartość. Dajemy się wkręcić w to, że jak już to wszystko uda nam się zrobić, gdy uzysamy uznanie, miłość innych to wówczas same poczujemy się pewne siebie w środku. Niestety nic bardziej mylnego. Poczucie własnej wartości to kwestia wewnętrzna i nic z zewnątrz nie da nam tego odczuć w naszym sercu.
Podzielę się tutaj swoim osobistym doświadczeniem. Pamiętam jak kilka lat temu zapisałam sobie w dzienniku, takie zdanie: czy jak nauczę się perfect angielskiego, jazdy samochodem oraz skończę specjalizację zawodową to czy wreszcie siebie pokocham? I zgadnijcie co? Zrobiłam to wszystko, udowodniłam sobie i innym, że mogę. Ok, odczułam pewną satysfakcję, ale na poziomie mojego serca nie wypełniło to tej obawy i wątpliwości: czy już jestem wystarczająca, czy już jestem „good enough”?
W psychologii mówi się o tzn. syndromie oszusta. Dotyczy on w większości Kobiet, które osiągnęły niesamowite rzeczy. Jednakże pomimo zewnętrznych dowodów własnej kompetencji osoby z tym syndromem ciągle wewnętrznie pozostają przekonane, że są oszustami i nie zasługują na sukces, który osiągnęły. Przyczyn sukcesu upatrują w szczęściu, sprzyjających okolicznościach, w tym, że „jakoś im się udało”, „tak jakoś wyszło”. Podczas gdy nic się samo nie udało, nic się samo nie zrobiło. To te osoby to osiągnęły.
Temat poczucia niewystarczalności jest wielowymiarowy.
W dzisiejszym wpisie chciałabym nawiązać do dwóch aspektów, które uważam za najpowszechniejsze w naszym kraju:
- bycia niepełną bez partnera oraz
- bycia niewystarczająco dobrą matką
Zaczynając od wątku miłosnego chciałabym podzielić się z Wami swoją refleksją na temat tego, jak wiele złego zrobiły nam wszelkie teorie o dwóch połówkach jabłka, pomarańczy, czy innych owoców oraz niektóre bajki Disneya.
Skoro jesteśmy czyjąś połówką no to na wstępie odbieramy podświadomie przekonanie, że jesteśmy wybrakowane. Kształtuje się wówczas w głowie młodej Kobiety obraz, że jest ona niepełna bez partnera.
A Kochane, to NIE jest prawda. Przypomnijcie sobie, jak wiele lat swojego życia przeżyłyście bez partnera (no co najmniej jakieś 13 lat – zakładając, że od tego wieku juz regularnie miałaś kogoś 😉). To całkiem sporo. I co? Czy faktycznie byłaś mniej pełna wtedy? Kiedy rozwijałaś siebie, znajomości, pierwsze przyjaźnie? Niech ta perspektywa daje Ci pewien punkt odniesienia, pewien luz na to czym jesteśmy bombardowane, w tym świecie tj. że miarą Twojej wartości jest to, czy masz przy sobie mężczyznę.
Często nasze rodziny i znajomi, środowiska, w których żyjemy niestety nie są w tym wspierające. Przerażające jest, że wciąż w obecnych czasach np. rodzina załamuje ręce nad Kobietą, która po studiach nie jest w związku. Jakby było nad czym! Załamywać ręce nad wykształconą, zaradną Kobietą, tylko dlatego, że nikogo nie ma. I dobrze drogie Kobiety. Pamietajcie, nie chodzi o to by mieć kogoś. Ale by mieć osobę, z którą jesteście szczęśliwe.
Drugą kwestią, która niesamowicie pokutuje w Polsce jest totalne torpedowanie matek, w sumie za wszystko. Bycie mamą naprawdę naraża Kobietę, na ogromn konfrontacji, niechcianych „dobrych rad”, ciągłą ocenę i bombardowanie tym, jak wiele rzeczy powinna robić. Niestety ta duża presja społeczna przekłada się później na wewnętrze poczucie mam, że ciągle jakoś zawodzą, że czegoś nie zrobiły, nie dały rady już zrobić, że nie są wystarczająco dobrymi matkami. Z wielu rozmów z Kobietami wiem, że kładąc się spać mają w swojej głowie tyrady krytyka, który wypomina im, że np. za mało czasu spędziły ze swoimi dziećmi, że nie pobawiły się z nimi (całkowicie oczywiście unieważniając np. to, że pomogły dzieciom w odrobieniu lekcji, przygotowały posiłki, zawiozły, odebrały je zajęć i masa innych rzeczy).
Kochana. Dziś pragnę przypomnieć Ci, że to Twój uśmiech, Twoja radość, Twoje dobre samopoczucie jest naprawdę największym prezentem dla Twoich dzieci. To sprawia, że one są szczęśliwe. To jest ważne dla dzieci. A nie te wszystkie aktywności, powinności, które narzuca świat zewnętrzny.